Bitwa pod Kłuszynem, obraz Szymona Boguszowicza

 

Bitwa pod Kłuszynem

Wojna polsko-rosyjska 1609-1618

Czas

4 lipca 1610r.

Miejsce

Kłuszyn, na zachód od Moskwy

Wynik

miażdżące zwycięstwo Polaków

Bitwa pod Kłuszynem miała miejsce 4 lipca 1610 roku (24 czerwca wg kalendarza juliańskiego) podczas wojny polsko-rosyjskiej 1609-1618.

Bitwa stoczona została między wojskami polskimi pod dowództwem hetmana polnego koronnego Stanisława Żółkiewskiego, a armią rosyjską pod dowództwem kniazia Dymitra Szujskiego oraz szwedzkich posiłków dowodzonych przez Jakuba Pontussona De la Gardie.
Atak wojsk Żółkiewskiego rozbił wojska moskiewskie, a następnie skłonił do zaprzestania walki cudzoziemców posiłkujących Szujskiego. Bitwa zakończyła się paniczną ucieczką Szujskiego i ocalałych Rosjan. Pociągnęło to za sobą kapitulację zablokowanej armii Grzegorza Wałujewa w Carewie Zajmiszczu (ok. 8000 ludzi).
W obliczu klęski bojarzy zdetronizowali cara Wasyla Szujskiego i obwołali carem królewicza polskiego Władysława, a Żółkiewski wkroczył do Moskwy.

Wstęp

Gdy do wojsk koronno-litewsko-kozackich oblegających Smoleńsk dotarła wieść o koncentrującej się pod Kaługą potężnej armii rosyjsko-szwedzkiej, którą dowodził Dymitr Szujski, postanowiono posłać część sił, by udaremnić odsiecz. Z tego powodu 6 czerwca wyruszył spod twierdzy hetman polny koronny Stanisław Żółkiewski, biorąc ze sobą 1630 jazdy i 597 piechoty. Kierownictwo nad pracami oblężniczymi przejął wojewoda Jan Potocki.
Żółkiewski liczył na to, że po drodze przejmie pod swoją komendę część sił, które działały z dala od Smoleńska. W momencie jego wymarszu drobne oddziały ścierały się z Rosjanami na pograniczu, pod Wiaźmą stacjonował pułk Marcina Kazanowskiego, liczący 800 żołnierzy, a w Carewie Zajmiszczu stał pułk Ludwika Weyhera, liczący 700 żołnierzy i dowodzony przez Samuela Dunikowskiego. Kazanowskiego wzmocnił wkrótce przybyły od drugiego Samozwańca Aleksander Zborowski, którego pułk liczył 1500 żołnierzy. Pod Białą stacjonowało 1000 Kozaków zaporoskich i kilkuset Polaków pod wodzą starosty wieliskiego, pułkownika Aleksandra Korwina Gosiewskiego. Idący naprzeciw armii rosyjsko-szwedzkiej Żółkiewski nakazał wszystkim tym oddziałom, by skoncentrowały się pod Szujskiem.
Stojące pod Białą wojska rosyjskie kniazia Iwana Chowańskiego, kniazia Jakuba Boratyńskiego oraz siły cudzoziemskie pod wodzą Everta Horna walczyły z Gosiewskim, któremu udało się odeprzeć nieprzyjaciela od zamku, jednak pozbawiony zapasów żywności potrzebował pomocy. W stronę Carewa Zajmiszcza zbliżała się licząca 8000 żołnierzy straż przednia armii Dymitra Szujskiego dowodzona przez wojewodę Hrehorego Wałujewa i kniazia Fiodora Jeleckiego. Wojska te miały za zadanie zbudować fortyfikacje i zatrzymać na nich siły Żółkiewskiego. Gdyby jednak Żółkiewski ominął siły Wałujewa i Jeleckiego, ci mieli wspomóc garnizon Smoleńska.
Dowództwo rosyjsko-szwedzkie uważało, że wyczerpane atakami wojska polskie łatwo będzie osaczyć. W tym celu od strony Możajska maszerował z głównymi siłami Dymitr Szujski. Tuż za nim posuwał się z wojskami cudzoziemskimi szwedzki generał Jakub Pontusson de la Gardie, który wyruszył później z powodu sporów z carem Wasylem Szujskim o wysokość żołdu. Rosjanie zamierzali zniszczyć armię Żółkiewskiego, oczyścić pogranicze z oddziałów polskich i dać odsiecz obleganemu Smoleńskowi.
Początkowo Żółkiewski chciał iść na Wiaźmę i tam początkowo posłał tabory, jednak na wieść o trudnej sytuacji Gosiewskiego zmienił kierunek marszu, zawrócił wozy i skierował się na odległą o 150 kilometrów od Smoleńska Białą. Hetman przybył na miejsce 14 czerwca, jednak walczące z Gosiewskim wojska rosyjskie na wieść o jego marszu cofnęły się w stronę Rżewa i przeprawiły przez Wołgę. Natomiast wojska Everta Horna dołączyły do armii Dymitra Szujskiego. Oddziały Gosiewskiego ruszyły następnie do Szujska, gdzie założyły obóz warowny. Wkrótce dołączyły do nich dwa pułki Kozaków zaporoskich dowodzone przez żołnierza książąt Zbaraskich Piaskowskiego i Iwanyszę. Hetman po dwudniowym wypoczynku także ruszył w rejon koncentracji i przybył do Szujska 22 czerwca.
Gdy stojące w odległości dwóch mil wojska Jeleckiego i Wałujewa przystąpiły do budowy fortyfikacji, mającej zablokować Żółkiewskiemu drogę na Możajsk i Moskwę, hetman ruszył 23 czerwca przeciwko nim pod Carewo Zajmiszcze. Tam następnego dnia Żółkiewski osaczył Rosjan. Jednak wobec zbliżających się głównych sił Szujskiego sytuacja wojsk polskich nie była najlepsza. Widząc coraz większy niepokój wśród swych żołnierzy, hetman postanowił zablokować częścią sił Wałujewa i Jeleckiego, a z resztą ruszyć przeciw Szujskiemu i zniszczyć go w walnej bitwie.
Armia polska blokująca Wałujewa w Carewie Zajmiszczu liczyła 7500 jazdy, 4000 Kozaków zaporoskich oraz 1000 piechoty. Gdy 3 lipca kilku zbiegłych najemników niemieckich doniosło Żółkiewskiemu o położeniu armii Szujskiego, ten natychmiast zwołał naradę wojenną, po której wyruszył spod Carewa Zajmiszcza jeszcze tego samego dnia, na dwie godziny przez zachodem słońca. Wojsko zachowało absolutną ciszę, toteż osaczeni Rosjanie nie zorientowali się, że główne siły polskie opuściły obóz. Hetman, kamuflując swój wymarsz, zostawił pod Carewem Zajmiszczem 4000 Zaporożców oraz 700 jazdy, 800 piechoty i większość dział.
Na wyprawę Żółkiewski zabrał ze sobą 2500 jazdy, 400 konnych zaporożców, 200 piechoty i 2 lekkie działa. Ufny w swą przewagę liczebną Szujski nie wysyłał nawet podjazdów, będąc pewnym, że Żółkiewski wciąż oblega w Carewie Zajmiszczu wojska Wałujewa i Jeleckiego. Także de la Gardie był pewny zwycięstwa, gdyż wspominał, że gdy został wzięty do niewoli w Wolmarze, otrzymał od Żółkiewskiego rysią szubę i zamierzał teraz w rewanżu ofiarować wziętemu w niewolę Żółkiewskiemu futro sobolowe.

Bitwa

Wbrew przewidywaniom rosyjskich i szwedzkich dowódców Żółkiewski w tym czasie szybko zbliżał się do ich pozycji. Z powodu wąskiej i błotnistej drogi armia polska przemieszczała się w postaci długiej, wielokilometrowej kolumny. Po 4-milowym nocnym marszu przednia część polskiej kolumny marszowej (pułk Zborowskiego) znalazła się ku własnemu zaskoczeniu przed pogrążonym we śnie, nieświadomym zagrożenia nieprzyjacielem. Żółkiewski napisał w swych wspomnieniach, że gdyby reszta wojsk zdążyła na czas, można było uderzyć na przeciwnika, którego większość żołnierzy była jeszcze nieubrana. Pochód polski znacznie opóźniły dwa wzięte falkonety, które zawaliły drogę, nie pozwalając części wojsk na kontynuowanie marszu. Ponadto idąca komunikiem jazda zostawiła daleko w tyle posuwającą się wolno piechotę. By oczyścić pole do ataku armia polska musiała zniszczyć płoty i spalić dwie wsie - Pirniewo i Woskriesienskaja.
Armia Szujskiego biwakowała za opłotkami wsi Prieczistoje w dwóch obozach - po prawej stronie, od północy, stały pułki szwedzkie dowodzone przez de la Gardie, złożone ze Szwedów, Francuzów, Niemców, Hiszpanów, Flamandczyków, Anglików i Szkotów, a po lewej stronie, od południa, stały wojska rosyjskie. Siły rosyjskie liczyły 19 000 - 20 000 żołnierzy, natomiast siły szwedzkie liczyły 3300 żołnierzy. Armia Szujskiego miała łącznie 11 dział.
Żółkiewski doszedł do wniosku, że najłatwiej będzie rozbić liczne, ale słabo uzbrojone i wyszkolone wojska rosyjskie, złożone z pospolitego ruszenia oraz wielu nieuzbrojonych chłopów przeznaczonych do przenoszenia kobyleń i wykonywania robót ziemnych. Ponieważ idąca komunikiem jazda zostawiła piechotę i działa znacznie w tyle, hetman doszedł do wniosku, że by zaatakować Szwedów, trzeba poczekać na ich nadejście.
Ponieważ płot, który oddzielał będącą bliżej polskich stanowisk wieś Prieczistoje od Pirniewa, uniemożliwiał wojskom polskim przeprowadzenie natarcia, został rozebrany. Rozebranie i spalenie płotów, dające pole do szarży polskiej jeździe, trwało blisko godzinę. Następnie konieczne było spalenie wsi Prieczistoje, która zasłaniała Polakom dostęp do nieprzyjaciela. Pożar zabudowań zaalarmował Rosjan i Szwedów. Na prawym skrzydle, gdzie znajdowała się armia szwedzka, w pierwszym rzucie stanęła piechota, osłaniając się niedopalonymi płotami. Na lewym skrzydle wojsk Szujskiego stanęły pomieszane ze sobą piechota i jazda rosyjska.
Centrum polskie, w skład którego wchodziły złożone głównie z ciężkiej jazdy pułki starosty chmielnickiego Mikołaja Strusia i Aleksandra Zborowskiego, stanęło w dwóch rzutach naprzeciw Rosjan. Podobnie w dwóch rzutach naprzeciwko Rosjan stanęło prawe skrzydło, złożone z chorągwi kozackich dowodzonych przez rotmistrza Samuela Dunikowskiego (pułk Ludwika Wejhera) oraz z pułku Marcina Kazanowskiego. Naprzeciw wojsk szwedzkich stanęło lewe skrzydło z pułkiem jazdy Żółkiewskiego, dowodzonym przez księcia Janusza Poryckiego, także ustawionym w dwóch rzutach. Na lewo od pułku Poryckiego, przy płocie z chrustu, stanęła piechota kozacka (400 kozaków zaporoskich z Pohrebyszcz, z majątku książąt Zbaraskich) dowodzona przez Piaskowskiego. Na tyłach polskiego szyku znalazł się silny odwód złożony z kilku chorągwi jazdy. Piechota licząca 200 żołnierzy i 2 falkonety były wciąż w drodze.
Sądząc, że złamanie wojsk rosyjskich przesądzi o losie armii szwedzkiej, Żółkiewski jeszcze przed świtem kazał uderzyć na Rosjan. Po 3 godzinach walki wojska polskie zmusiły Rosjan do odwrotu na Kłuszyn. W tym okresie husaria wielokrotnie ruszała do szarży - według Samuela Maskiewicza niektóre chorągwie szarżowały 8 do 10 razy. Żółkiewski rzucając wielekroć chorągwie do szarży, usiłował wpoić Rosjanom przekonanie, że atakuje ich potężna ilość kawalerii. Zawodowi żołnierze polscy zdecydowanie przewyższali wyszkoleniem wojska rosyjskie złożone z pospolitego ruszenia bojarów i dworian, pieszych strzelców oraz słabo uzbrojonych chłopów. Nie byli w stanie dorównać Polakom także zaciężni rajtarzy, którzy służyli w armii rosyjskiej. Właśnie nieudany karakol rajtarów był decydującym momentem bitwy. Szarżująca jazda polska zmusiła rajtarów do ucieczki, a ci w odwrocie zmieszali szyk swojej armii. Wkrótce po tym wszyscy Rosjanie uciekali - część na otwarte pole, a stamtąd do lasu, a część do ufortyfikowanego obozu. W pościg za uciekającymi Rosjanami rzuciła się jazda polska prawego skrzydła. Jedynie część piechoty rosyjskiej, która stała w zabudowaniach wsi Pirniewo, zachowała wciąż zdolność do walki.
W tym czasie na lewym skrzydle jazda Poryckiego, która wiązała Szwedów atakami, ponosiła znaczne straty, ponieważ nie zdołała zniszczyć płotów bronionych przez piechotę. Polska jazda mogła tu szarżować tylko pojedynczymi chorągwiami przez wyrwy w chruścianym płocie. Stojąca przy płocie piechota zadawała Polakom znaczne straty - muszkieterzy strzelali z bliska do atakujących jeźdźców, a pikinierzy kłuli konie. Sytuacja na lewym skrzydle zdecydowanie zmieniła się, gdy nadeszła polska piechota z działkami. Do tego momentu na lewym skrzydle strona polska i szwedzka straciły po około 100 żołnierzy.
Piechurzy, choć mieli za sobą długi i uciążliwy marsz, z miejsca przystąpili do walki. Puszkarze strzelając celnym ogniem z dwóch falkonetów, zniszczyli większą część płotu, zadając przy tym straty kryjącym się za nim muszkieterom. Polscy hajducy, którzy w międzyczasie prowadzili ogień z rusznic, ruszyli teraz do ataku na białą broń. Siły szwedzkie zostały odparte od płotu, dzięki czemu jazda polska uzyskała wreszcie właściwą przestrzeń do szarży. By w pełni wykorzystać nadarzającą się okazję, Żółkiewski nakazał jeździe przerwać pogoń za Rosjanami i uderzyć na Szwedów. Wojska szwedzkie rzuciły się do ucieczki w kierunku swego obozu.
Choć pierwsza faza bitwy była dla wojsk Żółkiewskiego zwycięska, sytuacja wciąż jeszcze nie była opanowana. Większość wojsk nieprzyjacielskich schroniła się w ufortyfikowanych obozach, a część rosyjskiej piechoty umocniła swe pozycje we wsi Pirniewo. W pobliżu szwedzkiego obozu formowała się piechota, której liczebność Żółkiewski z dużą przesadą oceniał na 3000 żołnierzy. Do piechoty dołączyła część rozbitej jazdy. Jednak dowódcy wojsk szwedzkich, Pontus de la Gardie i Horn, wciąż błąkali się w lesie wraz z niedobitkami. To samo działo się z rosyjskimi kniaziami - Andrzejem Golicynem i Daniłą Mezeckim. Naczelny wódz wojsk rosyjskich, Dymitr Szujski, schronił się w obozie. Pobity, ale nie rozbity nieprzyjaciel wciąż był znacznie liczniejszy od armii polskiej.
Gdy cała odwołana z pościgu jazda już wróciła, Żółkiewski przystąpił do osaczania obu obozów nieprzyjacielskich. Większość polskich sił skierowana została przeciwko wojskom szwedzkim. Hetman jednak nie podejmował walki, gdyż liczył, że uda mu się w obecnej sytuacji przeciągnąć na swoją stronę część najemnych wojsk cudzoziemskich służących u Szwedów. Doszło do pertraktacji, w wyniku których Żółkiewski zgodził się wypuścić armię szwedzką po złożeniu przez jej żołnierzy przysięgi, że nigdy nie będą walczyć przeciwko wojskom Rzeczypospolitej. Kilkuset żołnierzy cudzoziemskich przeszło na służbę w armii polskiej. W tym czasie Szujski oraz rosyjskie wojska, które zamknęły się w obozie, zachowywały się biernie, nie próbując nawet wesprzeć osaczonej pod lasem własnej piechoty.
Andrzej Golicyn i Daniło Mezecki zebrali z rozproszonych w walce oddziałów kilkuset jeźdźców i wrócili do obozu, gdzie próbowali nakłonić Szujskiego do dalszej walki. Wrócili także de la Gardie i Horn, nie zdołali jednak odwieść swych wojsk od kapitulacji. Widząc, że wojska szwedzkie poddały się, Szujski opuścił dyskretnie obóz i uciekł w lasy, kierując się do Kaługi.To samo wkrótce uczynili inni dowódcy, a za nimi reszta wojsk rosyjskich. Wojska Żółkiewskiego ruszyły w pościg za uciekinierami. Ponieważ większość polskich żołnierzy ruszyła do opuszczonego obozu rosyjskiego za zdobyczą, tylko niewielka część ścigała Rosjan, jednak pomimo tego zadała im większe straty niż poprzednio w bitwie. W obozie armii Szujskiego Polacy znaleźli liczne bogactwa, jak złote i srebrne naczynia, szaty, sobole futra oraz setki wozów na których były także pieniądze przeznaczone na żołd dla wojsk cudzoziemskich w wysokości 20 tys. florenów i 30 tys. rubli. W ręce zwycięzców wpadło także kilkadziesiąt chorągwi, a wśród nich adamaszkowa chorągiew Szujskiego, obszyta złotem a także całe uzbrojenie Szujskiego, czyli szyszak, szabla i buława. Ogromna zdobycz powiększona została o karetę Szujskiego i liczne kolasy.
Bitwa trwała w sumie pięć godzin. Według Żółkiewskiego poległo w niej 1200 żołnierzy armii szwedzkiej i jeszcze więcej Rosjan. Niektóre polskie źródła mówią, że zginęło w bitwie około 17 000 żołnierzy armii rosyjskiej i szwedzkiej. Relacja o szczęśliwym powodzeniu oręża polskiego w Moskwie podaje, że armia szwedzka straciła 700 zabitych, a armia rosyjska - do 2000 zabitych. Szwedzki historyk Videking podaje, że było 500 zabitych w armii de la Gardie oraz nieznana ilość w armii Szujskiego. Wszyscy wodzowie przegranej armii zdołali uciec. Pontus de la Gardie według relacji Luny uciekł do zamku Oczepow, gdzie został obrabowany do koszuli, obity kijami i wypędzony. Nie lepszy los spotkał Horna.
Straty polskie zdaniem Żółkiewskiego wyniosły ponad 100 zabitych towarzyszy. Liczba zabitych pocztowych zwykle wynosiła 2-3 zabitych na jednego poległego towarzysza. Ponadto armia polska straciła 400 zabitych koni. Była też pokaźna ilość rannych.Polski husarz - obraz Aleksandra Orłowskiego

Po bitwie

Jeszcze w tym samym dniu Żółkiewski wrócił pod Carewo Zajmiszcze i zmusił Wałujewa do kapitulacji. Wojsko polskie dało przykład niezwykłej wytrzymałości, gdyż po nieprzespanej nocy i męczącym marszu stoczyło niezwykle ciężką wielogodzinną bitwę, po czym wróciło tą samą drogą do punktu wyjścia. Po zawartym układzie, mówiącym o wyniesieniu na carski tron syna Zygmunta III Władysława siły Żółkiewskiego wzmocniło około 8000 żołnierzy Wałujewa. Drugi z rosyjskich wodzów, kniaź Jelecki, został wysłany do króla pod Smoleńsk.
Klęska armii Szujskiego przyczyniła się w decydującym stopniu do upadku cara Wasyla Szujskiego. Wystąpili przeciw niemu wszyscy wrogowie wraz z drugim Samozwańcem. Starając się wykorzystać swoje zwycięstwo hetman 12 lipca ruszył na Moskwę, nie zważając nawet na rannych, których wieziono na wozach i umierających z powodu ciężkich warunków w trakcie marszu. Żółkiewskiemu sprzyjała także ludność Moskwy i okolic, gdyż dotarła do niej wieść o układzie zawartym przez Żółkiewskiego z Wałujewem, w którym była mowa o powołaniu na carski tron Władysława. Rozsyłane do ludności uniwersały obiecywały zmęczonemu wieloletnim zamieszaniem społeczeństwu tak upragniony spokój.
Idący na Moskwę Żółkiewski był znacznie silniejszy, gdyż miał teraz do dyspozycji około 19 500 żołnierzy. W pogrążonej w chaosie Rosji była to siła decydująca, toteż drugi Samozwaniec na wieść o zbliżającym się hetmanie wolał czym prędzej wycofać się spod Moskwy. Żółkiewski był także świadom faktu, że bojarzy i dworzanie, którym zagrażały zarówno rozruchy społeczne jak i Samozwaniec, chętnie uznają Władysława za nowego cara. Zgodnie z przewidywaniami Żółkiewskiego grupa bojarów i dworian, którą kierował Zachar Lapunow, obaliła 27 lipca Wasyla Szujskiego, osadzając go w klasztorze. Władzę nad krajem objęła grupa siedmiu najbardziej wpływowych bojarów. Żółkiewski stanął 3 sierpnia pod murami Moskwy, gdzie nowe władze przyjęły go uroczyście. Doszło do rokowań, które rozpoczęły się 5 sierpnia, zakończonych układem z dnia 27 sierpnia, na mocy którego królewicz Władysław został uznany carem Rosji pod warunkiem przejścia na prawosławie. Król miał teraz przerwać oblężenie Smoleńska i zwrócić zdobyte do tej pory zamki rosyjskie. Następnego dnia na Dziewiczym Polu pod Moskwą tłumy mieszkańców złożyły przysięgę na wierność Władysławowi.
W obręb moskiewskich murów wojska polskie wkroczyły 12 września, a 8 października Żółkiewski przybył na Kreml. Car Wasyl Szujski oraz jego bracia Dymitr Szujski i Iwan Szujski zostali więźniami hetmana.
Zawarty układ nie utrzymał się, nie tyle z powodu umieszczonych w nim warunków nakazujących wojskom koronnym i litewskim odstąpienie od Smoleńska, co raczej z powodu ambicji Zygmunta III, który pragnął carskiej korony dla siebie, by później połączonymi siłami Rzeczypospolitej i Rosji móc odzyskać swój dziedziczny tron szwedzki. Nie bez znaczenia była także chęć króla, by rozszerzyć panowanie religii katolickiej na Rosję i Szwecję. Poza tym istniała bardzo uzasadniona obawa, że Władysław wkrótce po objęciu tronu zostałby zamordowany tak jak pierwszy Samozwaniec.
Zwycięstwo Żółkiewskiego nad przeszło czterokrotnie liczniejszą armią rosyjsko-szwedzką dwór królewski zataił przed oblegającym Smoleńsk wojskiem. Dopiero po zdobyciu Smoleńska król Zygmunt III pozwolił na oficjalną publikację opiewającą kłuszyński sukces Żółkiewskiego.

Relacja hetmana Stanisława Żółkiewskiego

Fragment tekstu Stanisława Żółkiewskiego Początek i progres wojny moskiewskiej do momentu kapitulacji wojsk Wałujewa w Carewie Zajmiszczu:


,,Zaczem kniaź Dymitr Szujski, zabrawszy się z wojskiem tak swem jako i cudzoziemskiem, gdyż Pontus z Moskwy już był za nimi przyszedł, ruszył się ku Carowu Zamieściu pełen dobrej nadziei, że wielkości i potędze jego wojska, której bardzo dufał, nasze, o którego małości wiedział, wytrzymać nie mogło. Poszedł nie tym wielkim szlakiem, ale trochę okolno ku Kłuszynu, bo z tamtej strony snadniej mu było z Wałujewym znosić. Więc i Edward Horn z wojskiem cudzoziemskiem, z którem był świeżo przyszedł, od Rżewa do Pohorylej, na tamten mu szlak przychodził.
Była sława w wojsku naszem o wielkości i potędze wojska nieprzyjacielskiego, i obawiali się niektórzy tego, żeby nas wielkością swą nie ścisnął; były i po wojsku rozmaite mowy przeciwko panu hetmanowi, że mu świat zmierzł i wojska chce z sobą zgubić. Pan hetman zaś w tak ciężkich razach widząc, że na tem wszystko należało królowi jegomości i rzeczypospolitej, jaką fortunę z kniaziem Dymitrem Szujskim pan Bóg by zdarzył, rezolwował się skusić z nim szczęścia. Bo r e c e p t u s nie tylko nieuczciwy, ale i bezpiecznie nie mógłby być. Ustawicznie zwiedzał przez posyłki o ruszeniu kniazia Szujskiego od Możajska. Pan Niewiadorowski rotmistrz, który był posłań pod nieprzyjaciela dla wiadomości, dostawszy kilku synów bojarskich, co w stronę od wojska dla żywności chodzili, wrócił się rano 3 J u l i i z onymi więźniami, którzy dali dostateczną sprawę, że nocy przyszłej miał kniaź Dymitr u Kłuszyna nocować. Wtem też i Francuzów i Szkotów pięć przybłąkało się do wojska; byli ci od tych ludzi, nad którymi był Edward Horn, ci takoż dali sprawę, że już się wojska skupiły. A iż, jako się wyżej wspomniało, i przedtem jeszcze w Białej kilkanaście, a potem kilkadziesiąt tych cudzoziemskich żołnierzy przedało się było do nas i czynili nadzieję, gdyby do nich pan hetman napisał, że miało się więcej przedac: nie chcąc pan hetman okazji zaniedbać, ażeby ich mógł zamieszać jakkolwiek, albo rozerwać, udarowawszy jednego Francuza, który się tego podejmował, napisał do nich list łacińskim językiem; który, iż krótki, zdało mi się go od słowa do słowa wypisać.
"I n t e r n a t i o n e s n o s t r a s n u l l a u n q u a m i n t e r c e s s i t h o s t i i i t a s. R e g e s n o s t r i s e m p e r f u e r u n t a t q u e e t i a m n u n c s u n t i n v i c e m a m i c i. C u m n u l l a s I t I s I n j u r I a a n o b i s l a e s i, i n i q u u m e s t, q u o d h a e r e d i t a r i o s h o s t e s n o s t r o s, M o s c o s, c o n t r a n o s j u v e t i s. Q u a n t u m a d n o s a t t i n et, i n u t r a m q u e p a r t e m p a r a t i s u m u s; h o s t c e s a n a m i c o s n o s m a l i t i s? v o s i p s i c o n s i d e r a t e. V a l e t e."
Odprowadzony był on Francuz pod wojsko Hornowe, nim się był jeszcze Horn z kniaziem Dymitrem złączył, ale mu się nie powiodło nieborakowi, bo Horn, dowiedziawszy się o nim, kazał go obiesić. To się jednak tem sprawiło, ze tam były semina aijenacji żołnierzów przeciwko wodzowi.
Gdy tak już, jako się wspomniało, wziął pan hetman sprawę i od języków i od Francuzów o zbliżeniu się wojska nieprzyjacielskiego, zwołał wszystkie rycerstwo do rady; temuż przełożywszy o wiadomościach, jakie były, że już wojsko jedno we czterech milach nieprzyjacielskie u Kłuszyna, proponował, coby było lepszego, jeśli zostawiwszy przy oblężeniu gródka część wojska, przebrawszy się, potkać nieprzyjaciela w drodze, czyli go na miejscu czekać?
Były różne sentencje, jako to bywa, bo jedni, patrząc na małość wojska naszego, że go nie było czego dzielić, uważali: żeby w małości rozdwojonych nieprzyjaciel nas nie pożył; więc za odejściem wojska naszego, żeby ci co w gródku, poczuwszy o tem, na obóz, rozumiejąc, że w nim słabe p r a e s i d i u m, nie uderzyli. Było ich niemało, którzy rozumieli: obóz osadziwszy jako być może, potkać w drodze nieprzyjaciela; gdyż przypuściwszy go blisko, możeby bitwy nie zwodząc, grodkami, jako czynili u Aleksandrowej słobody, u Trojce, u Dymitrowa, ściskając, żywności bronił, tak broni nie dobywając, łacnoby nas zwalczyć.
Pan hetman, nie konkludując ani na tę, ani na owę stronę, wziął sobie na dalszy rozmysł; rozkazał jednak, że gdyby było rozkazano do ruszenia się, żeby gotowi byli. Bo acz miał już u siebie za rzecz zawartą potkać w drodze nieprzyjaciela, zwłóczył jednak, póki stawało czasu, odkryć się z tem, a to, żeby i do wojska kniazia Szujskiego i do Wałujewa zdrajca jaki (a Moskwy, której było w obozie niemało, najbardziej się strzegł), nie ostrzegli i nie dali znać. Aż godzina przed ruszeniem, nie trąbiąc, ani bijąc w bębny, obesłał, aby się ruszyło wojsko porządkiem takim, jaki do pułkowników na piśmie był rozesłany; gdyż z uderzenia bębnów łacnoby się był Wałujew o ruszeniu dorozumiał.
Z tych wszystkich, którzy byli i n c o n s p e c t u gródka, nikt się nie ruszył, strzegąc się wszelakiego podobieństwa dać nieprzyjacielowi. Panu Jakubowi Bobowskiemu, rotmistrzowi, zostawiwszy przy nim siedemset jazdy, piechotę króla jegomości, co jej było, kozaków dwa pułki, obóz i oblężenie gródka poruczył; a sam dwie godziny przed zachodem słońca s i l e n t i a g m i n e z wojskiem, jako do boju, się ruszył. Nocy o tym czasie bardzo małe bywają; szliśmy na całą noc o cztery one mile lasem, droga była niedobra; przyszliśmy jednak nad wojsko nieprzyjacielskie, jeszcze nie poczynało świtać. Nieprzyjaciel z małości wojska naszego lekce nas ważył, i nie mniej się nie spodziewał jako tego, iżbyśmy tyle mieli śmiałości o tak wielką potęgę się kusić, i owszem byli tej nadziei, żeśmy mieli uciekać nie czekając u Carowa. Z wieczora Pontus będąc na czci u kniazia Dymitra Sznjskiego, biorąc pieniądze, bo tego dnia dawano im półczwarta kroć sto tysięcy złotych, przechwalał się wspominając: "gdym był na Wolmierzu z Karolusowymi wzięty, dał mi był hetman szruhę rysią, mam ja też teraz dla niego z sobola, co mu oddaruję"; - tusząc sobie pana hetmana pojmać.
Zatem też iż nas sobie lekce ważyli, nie strzegli się nas, śpiących zastaliśmy; gdyby było wszystko wojsko nasze nadścigło, zbudzilibyśmy ich byli nieubranych, ale nie mogło się rychło z onego lasu wybrać. Dwa falkonety wziął był z sobą pan hetman, te zawaliły drogę, że się wojsko przed nimi nie mogło dobyć. Była i druga przeszkoda, żeśmy zaraz na nich nie uderzyli; przez pole wszystko, którędy było iść ku obozowi nieprzyjacielskiemu, płoty były poprzek pogrodzone, i między temi płoty były dwie wioski. Przyszło tedy oczekiwać nastąpienia wojska, one płoty łamać, i one wioski, iż były wprost ku polu obrócone, obawiając się, żeby nieprzyjaciel z rusznicznymi ludźmi, których tak wiele miał, nie osadził i nas z za płotów nie psował, kazał je pań hetman zapalić, i dopiero się nieprzyjaciel ocknął. Aż Moskwa i cudzoziemski żołnierz nie wiedząc przyczyny, dla czego się tak odwlekło, przyczytują to wielkości zmysłu pana hetmana, że mogąc ich bić śpiących nie chciał, i znak im czasu dał do zgotowania się. Ale by nie przyczyny wyżej wspomnione, podobnoby ich ta odwłoka nie potkała.
Tymczasem, zaczem insze wojsko nasze nadeszło, pułk pana Zborowskiego, który szedł przodem, stanął w sprawie na prawem skrzydle. Nastąpił potem pułk pana Strusia, starosty chmielnickiego, który stanął na lewom skrzydle. Pułk pana Kazanowskiego i pana Ludwika Wajherów, nad którym był pan Samuel Dunikowski, stanął w pobocznych i posiłecznych hufiech prawego skrzydła; pułk pana hetmana, nad którym był książę Janusz Korecki, na lewej stronie także w pobocznych i posiłecznych hufiech stanął. W siekanych hufiech p r o p t e r o m n e s c a s u s stały niektóre roty, jakoby w pośrodku i tam i sam pan hetman pilnował.
Było też kozactwa l e v i s a r m a t u r a e ze czterysta. Pohrebiszczany je zwano, iż z Pohrebiszcz, majętności książąt Zbaraskich, było ich w tej kupie najwięcej; był starszym nad nimi pan Piaskowski. Tym pan hetman kazał stanąć przy chruście, jakoby na boku lewego skrzydła. Falkonety one dwa i z chorągwią pieszą pana hetmana jeszcze były nie przybyły.
Gdy już tak wojsko stanęło w sprawie, objeżdżając pan hetman z hufu do hufa, animował swoich, ukazując jako n e c e s s i t a s i n l o c o, s p e s i n v i r t u t e, s a l u s i n v i c t o r i a i kazał uderzyć w bębny, w trąby do potkania.
Nieprzyjaciel też już był stanął w sprawie. Wojsko cudzoziemskie Szwedów, jako się liczyli i brali pieniądze na dziesięć tysięcy jezdnych i pieszych, ale w podobieństwie nad ośm tysięcy coś ich mogło być, ci wzięli prawą rękę; a moskiewskie wojsko lewą, którego jako sam powiadał kniaź Dymitr Szujski, było więcej niźli czterdzieście tysięcy jezdnych i pieszych.
Płot był między nami dłngi, jako się wyżej wspomniało; dziury jednak były w onym płocie tak, iż nam, gdyśmy do nich do potkania szli, przyszło onemi dziurami wypadać. Na wielkiej nam przeszkodzie był płot, bo i Pontus przy onym płocie postawił piechotę, która naszych onemi dziurami wypadających i odwracających bardzo psowała. Trwała długo bitwa, bo nasi się i oni, zwłaszcza cudzoziemcy poprawowali. Naszym, którzy na moskiewskie hufy przyszli, łacniejsza była sprawa, bo Moskwa nie trzymała razu, jęli uciekać, nasi gonić. W tem też one falkoneciki z trochą piechoty przyszli i bardzo potrzebie dogodzili. Bo do onych Niemców pieszych, którzy przy płocie stali, wygodzili puszkarze z działek, i piechota, choć ich trocha ale ochrostani i w wielu potrzebach bywali, skoczyli do nich, i upadło zaraz między Niemcy kilku z działek z rusznic- li postrzelanych; wystrzelili i Niemcy do nich i zabili pana hetmanowych dwóch, trzech- li. Ale wiedząc że ochotnie do nich idą, jęli Niemcy od płotu uciekać do lasu, który tam był niedaleko. Francuzowie i Anglikowie jezdni przecie z naszemi rotami w polu, co raz jedni drugich posilając, czynili; aż kiedy już nie stało onych Niemców pieszych, którzy przy płocie nam byli na przeszkodzie, skupiwszy się kilka rot naszych, uderzyli na oną jazdę cudzoziemską kopjami, kto jeszcze miał, pałaszami, koncerzami oni też d e s t i t u t i p r a e s i d i o ludzi moskiewskich i onej piechoty, nie mogli się oprzeć; jęli w swój obóz uciekać, ale i tam nasi na nich wjechali, bijąc, pędzili ich przez ich obóz własny; wtenczas Pontus i Horn pouciekali. Zostało było jeszcze do trzech tysięcy albo i lepiej tych cudzoziemców, stali w kraju przy lesie, pan hetman jął rozmyślać, jakoby ich z tego fortelu ruszyć.
Lecz oni, nie mając już starszych, widząc też, że Moskwa pouciekała, coś trochę jeszcze w wiosce, która była przy obozie kniazia Dymitrowa obostrożona, bawiło się ich, a i sam kniaź Dymitr tamże był. Chcąc tedy owi cudzoziemcy o zdrowiu swem radzić, wysłali do pana hetmana, prosząc rokowania. Pan hetman też widząc rzeczy pełne trudności, że ich było niełacno od onego chrustu odrazić, pozwolił. Stanęło na tem, że się dali dobrowolnie; wielka część obiecała się a d d i c e r e s t i p e n d i i s króla jegomości, a wszyscy przysięgli i daniem ręki od przedniejszych kapitanów, a potem i pismem utwierdzili, że nigdy w Moskwie przeciw królowi jegomości służyć nie mają. Pan hetman im też obiecał przy zdrowiu i majętnościach ich zachować i którzyby służyć nie chcieli wolne przejście do ojczyzny u króla jegomości otrzymać.
I n t e r i m gdy się te traktaty dzieją, kniaź Andrzej Galicyn i kniaź Daniło Mezecki, którzy byli z bitwy w lasy pouciekali, okolno, że nasi i zajść nie mogli, w kilkaset koni przybiegli znowu do onej wioski obostrożonej, w której, jako się wspomniało, został jeszcze był sam kniaź Dymitr: i Pontus i Horn z nimi się wrócili. I snadź radby był Pontus oną umowę rozerwał; ale żołnierze dzierżyli jej się mocno. Kniaź Dymitr i kniaż Galicyn, widząc (bo to było i n c o n s p e c t u że się cudzoziemcy z panem hetmanem zsyłają, jęli tyłem onej wioski przez swój obóz, który za wsią był, gwałtownie ku lasowi uciekać, co najkosztowniejsze rzeczy, kubki, czary srebrne, szaty, sobole, rozłożywszy na widoku w obozie swym. Rzucili się nasi w pogoń, ale mało ich goniło; padli w obozie na łupie onym, bo też to Moskwa na to uczyniła, żeby naszych od gonienia zabawili. Gdyśmy do nieprzyjaciela szli, tylko działka, a samego pana hetmana kareta była; nazad się wracając, było wozów, kolas ledwie nie więcej niźli nas. Bo zaprzężone stały moskiewskie kolasy, które nasi naładowawszy łupami wzięli, i w onym złym lesie nawięzło ich gwałt, że jeździe mijać ich z trudnością przychodziło; gdy pan hetman, obawiając się, żeby co niebezpiecznego na obóz od Wałujewa w niebytności jego nie padło, kwapił się i tego dnia zaraz do obozu się wrócił.
Kniaź Dymitr, choć niewiele ich za nim goniło, uciekał potężnie, na błocie konia, na którym siedział, i ubuwia zbył; boso na lichej szkapinie pod Możajsk do monasteru jechał. Tamże konia i obuwia dostawszy, nic się nie obawiając do Moskwy jechał. Możajszczanom, którzy do niego byli przyszli, rozkazał, żeby łaski u zwycięzcy prosili, gdyż obronić się sposobu nie mieli. Jakoś tedy Możajszczanie wyprawili do pana hetmana imieniem swem i kilku inszych zamków: Borysowa, Werehi, Ruzy imieniem, poddaństwo ofiarując.
Bitwa ta trafiła się na dzień 4 lipca, zginęło z cudzoziemców do tysiąc dwieście człeka.
Moskwy najwięcej w pogoni po różnych miejscach. I w naszych też nie było bez szkody, zabity pan Lanckoroński, towarzyszów samych lepiej niżeli przez sto, oprócz pacholików, koni pocztowych; oprócz tych, co się wyleczyło, więcej niż czterysta zabitych.
Wałujew o odejściu i zwróceniu się pana hetmana zgoła nic nie wiedział; aż w nocy piechota z szańców poczęli wołać, powiadając im d e e v e n t u bitwy. Nie dawali temu wiary aż nazajutrz rano pan hetman, chorągwie i więźnie kazał im ukazać; wskazał do Wałujewa; "Jeśli nie wierzycie, żeby posłał na miejsce, gdzie bitwa była"; - jakoż posyłał tam Wałujew.
Wtem też przyszli nazajutrz cudzoziemscy żołnierze, którzy byli przy chorągwiach zostali; bo wiele ich w lasy pouciekało, nie wiedząc co się z ich towarzystwem dzieje, tułali się po różnych miejscach, nie rychło potem po kilkunastu, po kilkudziesiąt, schodzili się do swoich.
Pontus też z Hornem będąc c o n s c i i zdrady, którą we Szwecji uczynili przeciwko królowi jegomości, bojąc się za to karania, sto i kilkadziesiąt człeka z sobą namówiwszy, ku Nowogrodu wielkiemu uszli, jednakże obnażeni ze wszystkiego od swoich żołnierzy, którzy po odjechaniu pana hetmana, zadając im że ich s t i p e n d i a i n t e r c e p e r u n t rzucili się na nie, mało ich nie pozabijali, odarli ze wszystkiego.
Wałujew, gdy już cudzoziemskie żołnierze ujrzał, z którymi się dobrze znał, bo z nimi, jak się spomniało, Osipowa i inszycli zamków pod naszymi dobywał, prosił rokowania. Pan hetman, widząc rzecz niebezpieczną dobywać go, bo jakośmy potem oglądali municje, któremi się byli okopali, obwarowani byli bardzo dobrze, tak iż gdyby było (jako niektórzy radzili) przyszło do dobywania, nie bylibyśmy bez znacznego szwanku. Zaś głodem ich wymorzyć, jako naród moskiewski (w czem żaden z nimi nie porówna), lada czem żyw, poszłoby było w długą. Pana hetmana zaś myśl do tego wiodła dla dwóch ważnych (które się niżej powiedzą) przyczyn, żeby nic nie bawiąc ku stolicy nastąpił. Przypadł tedy rad na to, że z Wałujewem kontraktować, zwłaszcza, żeby dobry się podawał sposób tych traktów: gdyż Moskwa na tem samem przestawała, co już było Sołtykowi i innym pod Smoleńskiem od króla jegomości pozwolone. Temiż tedy kondycjami zawarł z nimi pan hetman, a oni poddaństwo i wiarę królewiczowi Władysławowi przysięgli. Jakoż zaraz przyłączyli się do wojska naszego, i dosyć wiernie (choć to jeszcze Szujski r e b u s p o t i e b a t u r i życzliwie się zachowali, wiadomości częste a gęste z stolicy rozumiejąc się ze swoimi panu hetmanowi przynosili, listy, które pan hetman posyłał do stolicy, do niektórych osób i uniwersały, zgubie Szujskiego służące, przenosili.
(...)

— Stanisław Żółkiewski, "Początek i progres wojny moskiewskiej"

Necessitas in loco, spes in virtute, salus in victoria (łac.)

Necessitas in loco, spes in virtute, salus in victoria (łac.) (Konieczność (obrony) w (tym) położeniu, nadzieja w męstwie, ocalenie w zwycięstwie) - łacińska sentencja, którą wypowiadał hetman Stanisław Żółkiewski, aby zachęcic do walki, objeżdzając chorągwie przed bitwą.

Źródło: www.wikipedia.org

Zobacz też dotyczące tej bitwy obszerne opracowanie na www.historycznebitwy.info

UWAGA! Ten serwis używa cookies i podobnych technologii. Czytaj więcej...